Tak się ostatnio porobiło, że po kraju nad Odrą, Bugiem i Nysą pałętają się luźne kupy samozwańczych rewidentów. Przetacza się wysoka fala ochotników do oceniania cudzych sumień.

 

 

Tak się ostatnio porobiło, że po kraju nad Odrą, Bugiem i Nysą pałętają się luźne kupy samozwańczych rewidentów. Przetacza się wysoka fala ochotników do oceniania cudzych sumień. Kontrolerów ludzkiej uczciwości. Moralnych insektów. Naśladowców i reprezentantów jejmość Dulskiej.

Nie ma dziedziny życia, która byłaby wolna od obskurantyzmu; domorośli politycy wszędzie wtykają podejrzliwe nosy, a wszystko, co mądre, słuszne i konieczne, jest passe. Wszędzie wietrzą spiski, zamachy, knowania wrażych mocy.

Dobierają się do kronik,  próbują kiereszować naukowcami, podpowiadają artystom, co i w jakim duchu mają tworzyć, oświecają ich, instruują, na czym polega kultura, demokracja, patriotyzm.

Głoszą te swoje rewelacje po furiacku,  gardłując ze swadą o prawidłowym stosunku do czegokolwiek, co jeszcze tchnie normalnością, a co, ich zdaniem, nadaje się do natychmiastowego remontu. Toteż remontują, naprawiają, ulepszają; reperują to nawet, co nie wymaga poprawek.

Fachowcy ci robią co mogą, by zohydzić dorobek swojego pokolenia. Tym samym podważają własną wiarogodność. Uczeni w demagogicznym odwracaniu kota ogonem poświęcają wiele czasu i energii, by dostosować rzeczywistość do fikcji. Dwoją się i troją by udowodnić, że co jest solidne, to jest podejrzane, wredne, z gruntu złe i generalnie – fuj.

Żywi ludzie tak skutecznie zostali zastraszeni, że już nikomu z rządzącej partii nie zagrażają. Dlatego w pogoni za świeżym mięskiem nienawiści, rządząca sitwa upędza się po cmentarzach, kostnicach i nagrobkach; z niedocenianym oddaniem i poświęceniem węszy w poszukiwaniu niewłaściwych duchów przeszłości.

Za pośrednictwem swoich przedstawicieli zabierają się za gmeranie w cudzych życiorysach. Osądzając je, wyceniają partyjną użyteczność ludzi. Degradują, odwołują, wypieprzają z miejsc pochówku, słowem - dzielą nieboszczyków na kategorie; jednych zaliczają do wybitnych, drugich do niewartych mszy.

Orwell przewraca się w grobie ze śmiechu, bo tak się zakałapućkali w swoich śliskich rozważaniach o tym, która z ich twarzy jest prawdziwa, a która naciągana, że nie dziwota, iż co i rusz są zmuszeni dementować, tłumaczyć, przeinaczać swoje niezłomne wypowiedzi.

Problem polega na tym, że potępiając wszystko, co powstało w komunistycznych czasach, nie zauważają, że skoro urodzili się za ponurych lat PRL, to są nim przesiąknięci. Jak cała reszta narodu. Gdyż wywodzą się z jedynego istniejącego pnia. Ponieważ innego nie było. Więc zachowują się tak, jakby jak gdyby przybyli z niewidocznej strony Księżyca. Jak gdyby nie żyli w tamtych warunkach i nie byli w nie uwikłani.